Po niewczesnej pobudce popijam spokojnie kawę na tarasie delektując się widokiem. Po poręczy przebiega małpka. Kawa jej najwyraźniej nie interesuje. Potem druga i trzecia. Nie ma tutaj tego czego szukają. Dzisiaj planujemy zwiedzić lepiej wyspę na skuterze. Jak już się przekonaliśmy ruch jest dość spokojny. Największe wyzwania stanowią strome i kręte podjazdy. Trochę się ich obawiam, ale Zé jest doświadczonym kierowcą, więc zdaję się na niego. Widok z jadalni Wyspa ma tak naprawdę jedną g…

Drugi dzień na Koh Chang rozpoczynamy królewskim śniadaniem. Stołówka znajduje się w najwyżej położonym budynku a stoliki ustawione są wzdłuż tarasu z widokiem na plażę i tropikalny gąszcz wokół hotelu. Określenie tego posiłku mianem śniadanie to niedopowiedzenie. Dostępne są dania z kuchni chińskiej, tajskiej i europejskiej wzbogacone najróżniejszymi owocami i ciastami. Bye, bye dieto. Wszystko jest pięknie podane i trudno się oprzeć. Ja zaczynam od dimsumów a potem trochę gubię rachubę. P…

Dworzec w Chiang Mai jest chaotyczny, ale wszystkie autobusy odjeżdżają o czasie. Poza naszym. Wielki autokar z tylko 24 miejscami ma też wielki i pusty bagażniku, który lokalni wykorzystują do szybkich przesyłek między Chiang Mai i Bangkokiem. Pudeł jest tyle, że biedny kierowca nie wie już jak je poukładać żeby się zmieściły. W rezultacie wyjeżdżamy z prawie godzinnym opóźnieniem. W autobusie jest zaskakująco wygodnie. Miejsca jest wiele, jest o co oprzeć nogi. Siedzenia rozkładają s…

Dzisiejszy nocleg był naszym ostatnim w Chiag Mai. Wieczorem wyjeżdżamy nocnym autobusem do Bangkoku i potem dalej na Koh Chang. Póki co jednak musimy się szybko wyszykować bo o 7 rano jesteśmy umówieni na wycieczkę do parku narodowego Doi Inthanon, którą wybraliśmy wczoraj podczas spaceru. Mocno sfrustrowany i zestresowany przewodnik pojawił się w naszym hostelu chwilę przed czasem. Reprymenduje nas, że nie jesteśmy gotowi, a my nie mamy z kim zostawić bagażu. Niestety, w hostelu nie ma ni…

Od samego rana myślę o wieczornym wyjeździe. Aby uniknąć gigantycznych korków, które wieczorami tworzą się wokół starówki, umówiliśmy się w barze daleko od centrum. Pierwszą połowę dnia spędzamy włócząc się po zakamarkach starówki i odwiedzając mniej znane świątynie. Na lunch wracamy do Huen Phen, który w porze obiadowej otwiera się z drugiej strony. Wnętrze nie jest już takie ciekawe, ale jedzenie jest dalej wyśmienite. Boczne uliczki Chiang Mai w południowym słońcu W końcu wyruszam…

Pomysł na wyjazd do Tajlandii naszedł mnie po obejrzeniu zdjęć z Chiang Mai podczas festiwalu Loy Krathong i Yi Peng. Tysiące światełek unoszących się w powietrzu lub dryfujących po wodzie kojarzyły się z czymś ciepłym i przyjemnych. Mimo, że staram się nie myśleć na zapas i nie wyobrażać sobie jak będzie, to jednak mam pewne oczekiwania, że to święto mnie oczaruje. Liczę się z tłumami ludzi na ulicach, więc nie chcę się stresować układaniem planu, który i tak by pewnie nie wypali. Zamiast t…

Zimno budzi mnie wcześnie rano. Jestem cała połamana. Raczej się odzwyczaiłam od spania na podłodze. Spod desek podłogi dobiegają odgłosy krów. Nie mam jeszcze odwagi wyjść z legowiska. Pomimo sytej kolacji czuję głód. Decyduję się wstać dopiero gdy słyszę krzątanie się na zewnątrz. Witam się z przewodnikiem, ogarniam szczątkową toaletę i idę na przechadzkę po wiosce. Po drodze mijam jej mieszkańców w drodze na pola. Niektórzy się uśmiechają, inni są trochę spłoszeni. Wioska położona jest na s…

Siedzę na drewnianym tarasie chaty, w wiosce, której nazwy nie potrafię wymówić i popijam chłodne piwo. Chatka zbudowana jest na drewnianych palach. Z jednej strony mamy widok na poletko ryżowe z drugiej strony na krowę i świnię. Chatka ma trzy pomieszczenia i skromne wyposażenie. W jednym pomieszczeniu znajduje się palenisko, kilka garnków i legowiska domowników. W drugim pomieszczeniu legowiska dla gości (takie same jak naszych gospodarzy), kilka haków i dwa okienka bez szyb. W trzecim pomie…

Budzik zadzwonił gwałtownie. Otwieram od razu oczy, bo pamiętam, że to bardzo ważne żeby dziś nie zaspać. Nie do końca jednak wiem gdzie jestem i gdzie mam się udać. Po chwili mój hipokamp dołącza do reszty mózgu i już przypominam sobie, że przecież idziemy ofiarować jałmużnę mnichom - merit. Jest 4:30 ogarniam się niezdarnie. Wczorajsze emocje, zmęczenie, jet-lag… jednak ciekawość wygrywa i jeszcze przed piątą docieram pod Wat Traphang Thong. Piąta rano pod Wat Traphang Thong Ofiarowanie…