Piąta rano, ciemno, uciekamy z Tangi. Dalej nie jestem przekonana czy robimy dobrze. Lot do Amsterdamu niby jest w planie, ale nie mogę się odprawić. Kulthum z ojcem i bratem żegna nas przy bramie. Daje nam na drogę ciepłą wałówkę. O której musiała wstać, żeby to dla nas przygotować? Dojeżdżamy na przystanek, ten stary w centrum miasta. Jakiś facet krzyczy korona . Patrzę na niego, on pokazuje że ok. Chwilę później rozumiem, że to miejscowy wariat. Krzyczy różne rzeczy. Ładują nasze torb…
Zaczyna się nasz ostatni dzień w Tandze, choć może wcale nie... Dalej nie mamy żadnej informacji czy nasz bilet i rezerwacja są jeszcze ważne. W apce przy próbie odprawy pojawia się błąd. Na stronie internetowej odprawa nie jest jeszcze dostępna. Staram się na razie wyłączyć negatywne myślenie i cieszyć się ostatnimi (prawie) beztroskimi chwilami w Afryce. Dzisiaj będziemy mieli małe demo Zanzibaru. Płyniemy na Yambę - niewielką, bezludną wyspę u wybrzeży Tangi. Dookoła niej znajduje się…
Po wczorajszym wysiłku dzisiaj przyszedł czas na relaks. Jedną rzeczą, którą mamy załatwić to zajrzeć do tej drugiej agencji i zapłacić i dogadać jutrzejszy snorkeling. Mamy się spotkać z przewodnikiem i umówić szczegóły. Obstawiamy trochę na żarty czy to przypadkiem nie będzie Salim. I co się okazuje? Ano, że to Salim właśnie będzie jutro z nami pływał. Resztę dnia spędzamy w klubie kąpielowym. Gdy słońce było już blisko horyzontu woda wydawała się trochę chłodniejsza niż ostatnim razem. …
Jest wczesny wieczór a ja nie mogę się ruszyć. Po zimnym prysznicu i zimnym piwie dalej czuję jak odparowywuje ze mnie gorąco dzisiejszego dnia. To był największy wycisk, jaki dałam swojemu ciału w ostatnich latach a może nawet w całym moim życiu. Zacznę od początku. Wybraliśmy się zwiedzić Amboni Caves i okolice. Długo się zastanawiałam czy jechać samochodem, czy na rowerach. Nie lubię się izolować i miałam ochotę ruszyć cztery litery, więc wybrałam rower. Pożałowałam tego w chwili, w któr…
Pierwszy przypadek wirusa w Tanzanii został wczoraj oficjalnie potwierdzony. Nie czuję zagrożenia i przy naszym trybie życia w Tandze nie powinniśmy stanowić też zagrożenia dla innych. Decyzja o przyspieszonym powrocie do Europy jednak zapadła. Jestem zła. Niestety, rozum musiał przejąć kontrolę. Serce krwawi. Po przebukowaniu lotu i tabletce na uspokojenie, postanowiłam wykorzystać jak najlepiej resztę czasu. Do soboty zostajemy w Tandze. Na szczęście przemili właściciele naszego domku…
Zaczynamy kolejny leniwy dzień w domku na drzewie. Czujemy się w Tandze bardzo komfortowo. Dzisiaj wybieramy się na lokalną plażę, a w zasadzie powinnam powiedzieć, do klubu kąpielowego. Po drodze zaglądamy do drugiej lokalnej agencji turystycznej. Obsługa bardzo miła, ceny podobne. Pozostaniemy w kontakcie. Zabudowania klubu wyglądają tak jak wszystko w Tandze. Mają może 100 lat lub więcej i mocno nadgryzł je ząb czasu. Jest jednak prysznic, toaleta i bar. Wszystko w lokalnym standardzie.…
W Tandze chodzi się spać z kurami i śpi się niesamowicie. Jedyne co słychać to szum klimy i najróżniejsze odgłosy pozostałych mieszkańców naszego drzewa. Po jeszcze obfitszym śniadaniu rozleniwiłam się zupełnie bez najmniejszych wyrzutów sumienia. W końcu nie każdego dnia można posiedzieć w koronie drzewa i obserwować kolorowe ptaszki i jaszczurki. To chyba najspokojniejszy dzień całego naszego pobytu w Tanzanii. Po południu decydujemy się jednak na przejażdżkę. Google maps podpowiada, ż…
Śpimy długo i dobrze. Nie mamy wielkich planów. Szukam w internecie potencjalnych miejsc do zwiedzenia. Dalej nie wiemy, czy będziemy się dobrze czuli na ulicy. Wczoraj z taksówki miasto wyglądało trochę inaczej niż Arusha. Tzn. ten sam styl życia na ulicy ale wszystko jakby w zwolnionym tempie. Do tego ta przyjacielska rozmowa z taksówkarzami… Decydujemy się, że na początek pojedziemy na rowerach na rekonesans. Ale zanim wyjedziemy czeka na nas śniadanie. Śniadanie godne naszego pałacu na…
Okazało się, że zamówienie transportu było strzałem w dziesiątkę. Już w drodze na przystanek zobaczyliśmy wczorajszą grupę naganiaczy. Najpierw szli za samochodem, potem chcieli koniecznie przenieść nasze torby. Na szczęście przejęła nas obsługa autobusu. Torby zostały oznaczone i zamknięte w bagażniku a my usadzenie zaraz nad nimi. Próbuję sobie wytłumaczyć, że to sposób na życie tych ludzi, jednak dalej nie potrafię oswoić się z ich natarczywością. Jedziemy. Powoli. Autobus zatrzymuje się…