Tajlandia. Koh Chang - skuterem dookoła wyspy.
Po niewczesnej pobudce popijam spokojnie kawę na tarasie delektując się widokiem. Po poręczy przebiega małpka. Kawa jej najwyraźniej nie interesuje. Potem druga i trzecia. Nie ma tutaj tego czego szukają. Dzisiaj planujemy zwiedzić lepiej wyspę na skuterze. Jak już się przekonaliśmy ruch jest dość spokojny. Największe wyzwania stanowią strome i kręte podjazdy. Trochę się ich obawiam, ale Zé jest doświadczonym kierowcą, więc zdaję się na niego.
Widok z jadalni |
Wyspa ma tak naprawdę jedną główną drogę, która wiedzie prawie dookoła. Niestety, na południowym skraju nie ma przejazdu, więc żeby objechać całą wyspę, trzeba tą drogę pokonać dwa razy. Środek wyspy zajmuje park narodowy, porośnięty dżunglą. Jest tam kilka wodospadów, które w porze już raczej suchej nie mają zbyt wiele wody.
Po prostu Koh Chang |
Na początek wyruszamy w kierunku południowym. Ruch nie jest duży i dominują skutery takie jak nasz. Zaraz za hotelem rozpoczyna się dość stromy podjazd, który w mig zmienia się w stromy zjazd, dodatkowo droga wije się jak głupia a w najbardziej stromym i zakręconym punkcie asfalt pomalowany jest na czerwono. Naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, w której ktoś miałby go przegapić.
Dojeżdżamy do Bang Bao na południu wyspy. Jest to wioska rybacka, której główna część zbudowana jest na palach wbitych w dno morza. Nad powierzchnia wody powstał ryneczek, głównie rybny, parę restauracji i sklepów z pamiątkami i przychodnia. Główny deptak wieńczy molo, z którego wypływają rejsy wycieczkowe. Na taki rejs idziemy się zapisać. Niektórzy twierdzą, że wioska straciła swój urok i zamieniła się w centrum z tandetą. Ja myślę, nie jest tak źle. Kiedy schodzimy z głównej uliczki między domy rybaków widać jak oryginalna jest to konstrukcja. Nie ma co narzekać.
Bang Bao od zaplecza |
Podobno to już tradycja, ale każdy kto jest w okolicach Bang Bao wybiera się też w kierunku zachodnim, żeby sprawdzić czy faktycznie nie da się przejechać do Long Beach. Tradycji staje się zadość, i my też odbijamy się od wielkiego szlabanu obserwowanego przez kilka kamer.
Coś nas jednak ciągnie na zachodni brzeg, więc zawracamy do Bang Bao potem jedziemy w kierunku naszego hotelu mijając monster-kombo-zakręt i dalej, ku północy. Po drodze widzimy zagrodę słoni z zamontowanymi wielkimi siodłami na grzbiecie. Niestety jazdę na słoniach dalej jest traktowana tutaj jako atrakcja turystyczna. Szkoda. Jedziemy dalej w kierunku portu promowego i już jesteśmy po zachodniej stronie wyspy. Jest tu jakby luźniej i spokojniej. Nie ma wielkich hoteli i więcej jest domów miejscowych. Czym bardziej jedziemy na południe tym zabudowań jest mniej a roślinność staje się bardziej bujna. Niewielkie, drewniane domki lokalsów są obsadzone bananowcami. Każdy ma swoją kapliczkę dla duchów przodków pomalowaną w jaskrawe kolory.
Skuterem dookoła Koh Chang |
Przy miniaturowej stacji paliw, tylko dla skuterów odbijamy w kierunku Long Beach. Droga wiedzie przez dżunglę i kończy się niewielkim skwerem na którym znajduje się memoriał upamiętniający żołnierzy poległych w trakcie bitwy morskiej pod Koh Chang, w trakcie wojny o Indochiny. Z daleka podziwiamy Koh Nam i po spacerze między namorzynami wracamy do głównej drogi i jedziemy dalej na południe.
Między namorzynami |
Mijamy sporą świątynie z murem w formie węża i dojeżdżamy do rybackiej wioski położonej między plażą i kolejnym gajem namorzynowym - Klang Ban Lang. Tym razem nie ma sklepów z chińskimi pamiątkami. Są domy rybaków, dzieci bawiące się na podwórku i kurczaki rzucające się pod koła skutera. Powrót zajmuje nam sporo czasu i docieramy w okolice hotelu już po ciemku.
Komentarze