dziennik Sukhothai Tajlandia

Drugi dzień w Sukhothai. Merit i kolejny dzień Loi Krathong.

Budzik zadzwonił gwałtownie. Otwieram od razu oczy, bo pamiętam, że to bardzo ważne żeby dziś nie zaspać. Nie do końca jednak wiem gdzie jestem i gdzie mam się udać. Po chwili mój hipokamp dołącza do reszty mózgu i już przypominam sobie, że przecież idziemy ofiarować jałmużnę mnichom - merit. Jest 4:30 ogarniam się niezdarnie. Wczorajsze emocje, zmęczenie, jet-lag… jednak ciekawość wygrywa i jeszcze przed piątą docieram pod Wat Traphang Thong.

Świątynia Wat Traphang Thong o świcie
Piąta rano pod Wat Traphang Thong

Ofiarowanie jałmużny to w buddyjskiej filozofii sposób na zdobycie dobrej karmy. Mnisi mogą spożywać tylko to, co zostaje im ofiarowane i złożenie jałmużny to ważny rytuał dla buddystów.

Na moście rozłożono dywan i ustawiono na nim ciąg niskich stolików na dary dla każdej grupy, która złożyła rezerwację. Tak jak obiecano, nasze miejsce z przygotowaną jałmużną i karafką wody też na nas czeka. Spory tłum zgromadził się już obok świątyni Wat Traphang Thong. Na podeście, pod przyozdobioną złotą szarfą chedi siedzą mnisi. Słychać modlitwy, śpiewy i przemówienia a w powietrzu unosi się zapach kadzidła. Słońce pomału wyłania się zza stawu. Na moście przybywa ludzi, a na stolikach darów.

Świątynia Wat Traphang Thong przed ceremonią
Każdy chce uwiecznić tę chwilę...

Dary często są zapakowane w ozdobne torebeczki przyozdobione kwiatami. Poza gotowymi pakietami, popularne są napoje w butelkach lub puszkach, ciastka, zupki chińskie, paczuszki z ryżem itp. Panie i panowie ubrani w tradycyjne, eleganckie stroje, pozują do zdjęć dumnie prezentując przyniesione ofiary. Niektórzy być może zatrudnili fotografów, bo i pozy i sprzęt wyglądają bardzo profesjonalnie. Jest też kilku youtuberów relacjonujących wydarzenia przed ustawionymi na statywie telefonami i nawet lokalna stacja telewizyjna z prezenterką pozującą przy jednym ze stolików.

Świątynia Wat Traphang Thong - przygotowania
Przygotowania do ceremonii

Zaczyna się robić troszkę ciasno. Ludzie, którzy nie zarezerwowali miejsca wciskają się pomiędzy stoliki. W ten sposób do nas dołącza grupka kobiet. Są pięknie ubrane, sympatyczne i dobrze mówią po angielsku. Prosimy je aby nam wyjaśniły detale ceremonii. W pewnym momencie atmosfera nieco się ucisza i wszyscy siadają lub klękają między stolikami - znak, że zaczął się rytuał. Wszystko dzieje się dość szybko. Mnisi idą jeden za drugim, a ludzie z ukłonem głowy wkładają im do koszy jedzenie - po jednej porcji dla każdego. Na koniec, według instrukcji naszych sąsiadek, przelewamy wodę z karafki i podlewamy nią pobliskie drzewo, aby podzielić się nowo nabytą karmą z naszymi przodkami.

Świątynia Wat Traphang Thon - chwila ofiarowania jałmużny
Chwila ofiarowania jałmużny

Nadszedł czas żeby się rozejść, i troszeczkę jeszcze dospać. Niestety nie udaje mi się przedłużyć noclegu, na szczęście następny który znalazłam był dwa domy dalej. Rozwiązała się też kwestia transportu. W biurze, które było dzisiaj otwarte, okazało się, że autobusy Wintur do Chiang Mai jeżdżą jednak codziennie.

Został nam jeszcze prawie cały dzień, więc na początek udajemy się do centralnej, najpiękniejszej części parku historycznego, której jeszcze nie widzieliśmy za dnia. Obejmuje ona Wat Mahathat, Wat Chana Songkhram i Wat Sa Si, które prezentują się dostojnie zarówno w dzień jak i w świetle świec.

Sukhothai. Widok na Wat Sa Si. Centralna część parku historycznego.
Wat Sa Si - centralna część parku historycznego

Po południu wyruszamy rowerami w kierunku południowo-wschodnim. Jedziemy częściowo ulicą, częściowo pośród pól i lasów. Okolica wygląda egzotycznie. W wielu miejscach widać ruiny dawnego królestwa. Mijamy pasterzy, ludzi podążających za swoimi sprawami, kilku turystów. Z każdym wymieniamy uśmiech. Szybko złapaliśmy ten lokalny zwyczaj. Docieramy do zbiornika Saritphong i podglądamy rybaków. Wracamy do Sukhothai od strony zachodniej, ale tym razem postanawiamy jeszcze przejechać nad fosą, między murami miasta.

Wieczorem wracamy na festiwal. Spacerujemy między kramami i próbujemy kolejnych przysmaków. Niektórych z nich nazwy ani składu nigdy nie poznam.

Sprzedawczyni krathongów, Sukhothai, festiwal Loi Kranthong
Sprzedawczyni krathongów
Zapalanie zniczy. Loi Krathong
Zapalanie zniczy to ważna ceremonia
Wat Sa Si w świetle zniczy
Wat Sa Si w świetle zniczy

Przychodzi wreszcie czas na odpoczynek. Jutro dalsza droga a mnie pomału zaczyna świtać pomysł na spędzenie następnych dni. Dobranoc.

Komentarze