Azory dziennik Faial Portugalia

Azory - dzień 0. Witamy z Horty.

Dużo się w ostatnim roku wydarzyło i długo zwlekałam z planowaniem następnej podróży. Niewiele wolnych dni spędziłam na zwiedzaniu Portugalii, w której mieszkam od dawna. Niedawno okazało się, że muszę ruszyć zaległy urlop i mam dwa tygodnie wolnego. Co począć z taką ilością czasu? Chętnie bym gdzieś wreszcie wyruszyła, jednak czasu na zaplanowanie dłużej podróży wydawało się być za mało. Zajrzałam nawet do agencji turystycznej, z nadzieją na „last minute”. Niestety, wolne miejsca na cokolwiek są dopiero za dwa miesiące, a ja potrzebuję coś na już. Prawie się poddałam, ale żal mi było tych dwóch tygodni. Zaczęłam przeglądać notatki i artykuły i już wiedziałam - spróbuje na szybko zorganizować wypad na Azory.

Po krótkim researchu doszłam do wniosku, że damy radę odwiedzić cztery wyspy: Faial, Pico, São Jorge i São Miguel. Szybko obliczyłam ile dni potrzebuję na każdą wyspę. Zarezerwowałam noclegi, samochody i loty. I tak po szybkim pakowaniu i nieco turbulentnej podróżny piszę do Was z serca Horty - największego miasta na Faialu.

Nie mogłam zrobić nic lepszego!

Więcej o tym jak się przygotować do takiej podróży napisze już jak wrócę.

Faial przywitał nas całkiem przyzwoitą jak na październik pogodą: 22 stopnie, niebo prawie całkiem zachmurzone i przelotna mżawka. Ale i tak jest pięknie!

Horta
Widok na Hortę. Pico schowany za chmurami.

Po szybkim odebraniu samochodu i zameldowaniu się w hotelu głodni i spragnieni powędrowaliśmy w kierunku restauracji polecanej nam przez sąsiada z rzędu w samolocie. Po drodze zajrzeliśmy do mariny pooglądać graffiti pozostawione przez marynarzy. Każdy skrawek betonu jest pokryty logotypami, tworząc jedyną w swoim rodzaju mozaikę.

Horta Marina
Marina w Horcie

Ciężko było oderwać wzrok, jednak głód zwyciężył i tak oto dotarliśmy do restauracji Atletico. Atletico specjalizuje się w grillowanym mięsie i rybach. Serwują także grillowane skałoczepy i krewetki wielkości sardynek.

Skałoczepy, czyli lapas
Skałoczepy, czyli lapas

Po dniu w podróży nic lepszego nie mogło nam się przydarzyć… chyba, że gin w Peter Sport Cafe - najbardziej barwnym barze na całym Atlantyku i miejscu spotkań prawdziwych wilków morskich.

Peter Sport Cafe
Najsłynniejszy bar na Atlatyku ;)

Skałoczepy, krewetki, wino z Pico i dżin… i jeszcze jakoś dałam radę napisać to krótkie podsumowanie dnia 0 na Azorach 💪💪💪. Mam też kilka pomysłów na spędzenie dnia jutrzejszego, jednak wszystko w rękach nieprzewidywalnej październikowej pogody.

Komentarze

  1. Piękna podróż, dużo wrażeń. Szkoda,że opisałaś tylko pierwszy dzień pobytu na Azorach. Czekam na dalszy ciąg.

    OdpowiedzUsuń