22 marca - Nowa rzeczywistość
Na lotnisku w Amsterdamie na pierwszy rzut oka wszystko wygląda normalnie. Jest bardzo wcześnie rano i wszystko jest pozamykane. Wylądowało kilka samolotów, więc ludzi jest na początku sporo. Dopiero po podejściu do ekranów widzimy rozmiar katastrofy. Trudno jest znaleźć lot, który nie byłby odwołany.
Nic nie lata |
Pozamykane restauracje są oklejone taśmami i otwiera się tylko kilka mniejszych sklepów. Nie ma gdzie kupić jedzenia. Dostępne jedynie są napoje i jogurty. Ludzie też się rozchodzą i robi się pustawo. Jest delikatnie mówiąc dziwnie.
W styczniu nie doczekałam się tu stolika |
Nasz lot jest o czasie. Boarding skończył się w zasadzie jeszcze zanim się zaczął. Pasażerów jest kilkoro. Dwóch czy trzech w klasie business i cała reszta usadzona na kupie w ostatnich kilku rzędach samolotu. Tym razem obsługa jest w maskach i rękawiczkach. Słychać kaszel z przodu i z tyłu. My też zakładamy maski, choć jestem prawie pewna, że niewiele to pomoże. Serwis ograniczony jest do kawałka pizzy i kubka wody i tak w całkowitej ciszy lecimy do Lizbony.
W Lizbonie lotnisko też jest wyludnione. Jest policja i chyba paramedycy. Podobno przy wyjściu jest urządzenie do mierzenia temperatury, choć ja go nie zauważam. Nikt nas o nic nie pyta. Mamy po prostu iść w odstępach i udać się każdy w swoją stronę.
Dociera do mnie, że najtrudniejsze chwilę dopiero przede mną. Nie jestem stworzona do kwarantanny, ale mus to mus. Marzenia znowu odwieszam na kołek.
Komentarze