20 marca - Ostatni dzień w Tandze
Zaczyna się nasz ostatni dzień w Tandze, choć może wcale nie...
Dalej nie mamy żadnej informacji czy nasz bilet i rezerwacja są jeszcze ważne. W apce przy próbie odprawy pojawia się błąd. Na stronie internetowej odprawa nie jest jeszcze dostępna. Staram się na razie wyłączyć negatywne myślenie i cieszyć się ostatnimi (prawie) beztroskimi chwilami w Afryce.
Dzisiaj będziemy mieli małe demo Zanzibaru. Płyniemy na Yambę - niewielką, bezludną wyspę u wybrzeży Tangi. Dookoła niej znajduje się niewielka rafa koralowa. Jest to najlepsze miejsce w okolicy na snorkeling i nasza ostatnia szansa popluskania się cieplusieńkiej wodzie Oceanu Indyjskiego.
Kapitanem naszej łodzi, jest, jak go przedstawia Salim, doświadczony rybak, kapitan promu na Pembę i żeglarz. Zabieramy ze sobą jeszcze fotografa i dziewczynę z agencji turystycznej. Będą przygotowywać materiały promocyjne.
Mini - Zanzibar |
Płyniemy spokojnie. Mijamy zacumowane tankowce i lokalne łódki rybackie.
Czas zejść do wody. Chciałabym kamizelkę, bo łatwiej by mi było robić zdjęcia. Typowej kamizelki do snorkelingu nie ma, a jedyna którą znajduję jest, no cóż, nieokreślonego kształtu i nie bardzo wiem jak mam ją założyć. Ubieram ją na sposób, który wydaje mi się logiczny tylko do momentu wskoczenia do wody. Przy zetknięciu z wodą wszystkie pływaki jakby niezależnie ściskają się wokół mojej szyi i obracają mnie na plecy. Koniec rurki od snorkela ląduje w wodzie i zatyka się, a mnie brakuje powietrza. No nie jestem w tym momencie panią swojego losu. Udaje mi się ściągnąć maskę, ale nie udaje zmienić pozycji. Do tego prąd jest bardzo mocny więc jedyne co mogę to pomachać chłopakom na pożegnanie. Na szczęście dryfuję w kierunki wyspy a nie otwartego morza. W końcu zauważają, że mnie nie ma i holują z powrotem do łódki. Chciałabym się pozbyć tego ustrojstwa z mojej szyi ale tak się w nie zaplątałam, że odplątanie się kosztuje naprawdę dużo wysiłku. W dodatku wolną mam tylko jedną rękę bo drugą trzymam się liny, żeby znowu nie popłynąć z nurtem. Chłopaki pomagają i w końcu się udaje. Teraz jeszcze muszę wejść na pokład. Drabinka to nie do końca drabinka. To dwie linki i kilka patyków powiązanych razem. Wspinanie się po niej po prostu mi nie wychodzi. Brakuje mi pomysłu jak mam dostać się na pokład. W końcu, niezupełnie jak dama, wciągam się i ląduję na brzuchu na dnie łodzi.
Po chwili odpoczynku i odetkaniu snorkela, decyduję się zejść bez kamizelki. Będzie mi ciężko pływać z kamerą, ale przynajmniej nie stracę panowania. Salim holuje za sobą pływak, na wszelki wypadek gdybym się zmęczyła. Teraz pływa mi się zdecydowanie lepiej a bardzo słona woda ma tak dużą wyporność, że filmowanie bez kamizelki nie jest takie trudne. Pod wodą jest ładnie. Może nie jest to najpiękniejsza rafa jaką widziałam, ale na pewno jedna z ładniejszych.
Po pływaniu odpoczywamy na Yambie, dopóki przypływ nie zabierze plaży. Od lokalnych rybaków Salim kupuje rybę, dzięki czemu mam okazję zrobić im kilka zdjęć.
Rybacy z Tangi |
Jesteśmy z powrotem w domu, akurat kiedy powinna być dostępna odprawa online. Kolejna próba i kolejna porażka. Mimo to decydujemy się przejechać na rowerach i pożegnać z miastem. Po drodze oczywiście spotykamy Salima.
Czujemy się jak u siebie, i żal nam, że to już ostatnie chwile. Decydujemy się na kolację w tej samej pizzeri, w której byliśmy pierszego dnia. Kelner prosi, żebyśmy umyli ręce przed wejściem. Mają przygotowane mydło i wodę. Jesteśmy sami, piwo jest zimne i cieszymy się tą chwilą. Już się nie boimy wracać po zmroku. Gdy jedziemy do domu wymija nas wolno samochód. W półmroku widzimy kiełkujące dredy Salima. Macha nam na pożegnanie.
Komentarze