9 marca - Dalsze przygody w Serengeti
Po bardzo krótkiej i ciekawej nocy mam dziwnie dużo energii. Wstajemy przed 6 rano i jeszcze jest ciemno. Wyjaśnia się zagadka nocnej wizyty. Emanuel opowiada, że jeden z kucharzy widział w nocy hipopotama. To on chciał wyjść ze stołówki, ale zrezygnował. Szybka kawa i ciastko i wyruszamy w poszukiwaniu dobrego miejsca na oglądanie wschodu słońca. Wygląda jak animacja, zupełnie surrealnie.
Wschód słońca w Serengeti |
Po wschodzie słońca jedziemy na kolejny objazd w poszukiwaniu zwierząt. Bardzo chcemy zobaczyć lwa. Po drodze widzimy zepsuty samochód i Emanuel naprawia go w chwilę.
Trawa jest wysoka i niewiele widać. Zwierząt dzisiaj też jest mniej. Emanuel wybiera mniej uczęszczana drogę. Jest dużo błota i ciężko się jedzie. Gdy pojawia się samochód z naprzeciwka zaczyna się problem. Ciężko im się wyminąć. Ktoś musi się zatrzymać i zjechać ale miejsca jest naprawdę mało. Jedziemy jeszcze trochę tą drogą i robi się naprawdę nieciekawie. W dodatku widzimy sznur samochód nadjeżdżający z naprzeciwka. Zatrzymują się żeby nas przepuścić. Droga jest pochyła i pokryta błotem. Gdy przejeżdżamy koło pierwszego nasz jeep się zsuwa i lekko uderza w zderzak drugiego samochodu. Jeepy zczepiają się i każdy ruch powoduje nowe zniszczenia. Drugi kierowca panikuje i zaczyna krzyczeć. Widzę jego przerażoną minę. Z jego samochodu wychylają się pasażerowie. Wszyscy wysztychtowani jak na wesele i obwieszeni gadżetami. Chyba goście pobliskich luksusowych kwater. Zachowują się nieciekawie. Krzyczą coś z pretensjami w naszym kierunku. My też się wychylamy przez otwarty dach i bronimy Emanuela, a co! Po krótkiej nocy i świadomej rezygnacji z prysznica wyglądamy jak dzikie bestie!
Pozostali kierowcy z konwoju wychodzą z samochodów i próbują załagodzić sytuację. Emanuel zachowuje zimną krew i pomału udaje mu rozczepić samochody. Niestety, kierowcy z konwoju nalegają, że mamy im ustąpić co oznacza, że tą ciężką i grząską drogę musimy pokonać na wstecznym. Emanuel nas uspokaja, damy radę!
Wycofujemy samochód ponad 2 kilometry. Emanuel ze spokojem pokonuje wszystkie nierówności i błoto. Widzimy jak samochody z konwoju ślizgają się i niebezpiecznie przechylają na wszystkie strony. Z pewną satysfakcją patrzymy na przerażonych pasażerów. Emanuel nie ma żadnych problemów z zapanowaniem nad samochodem.
Koszmarna droga na wstecznym kończy się i decydujemy się jechać w zupełnie innym kierunku. Emanuel zabiera nas w mniej uczęszczaną cześć parku. Widzimy wiele zwierząt po drodze ale najciekawsze są małpy.
Młode pawiany |
Niestety nie udaje nam się spotkać z bliska lwa jednak z daleka podziwiamy leniuchującą na drzewie lwicę.
Po obiedzie zwijamy obozowisko i udajemy się w kierunku Ngorongoro. Niestety nie ma już śladu po wielkiej migracji. Zwierząt zostało naprawdę niewiele. Mieliśmy wczoraj wielkie szczęście być w odpowiednim miejscu i czasie. Pogoda pogarsza się, zaczyna lać i do tego drogę blokuje znowu uszkodzony Chopper. Wyjeżdżamy z parku kilka minut przed końcem permitu.
W Ngorongoro rozbijamy się w Simba Public Campsite. Jest zimno i popaduje deszcz. Chyba znowu zrezygnuję z prysznica i ratuję się mokrymi chusteczkami i czystą podkoszulką. Po chwili zmieniam zdanie i zakładam odzież termiczną i polar. O, tak znacznie lepiej.
W stołówce już czeka Godbless i jego potrawka z kurczaka, pizza, sałatka z awokado i sałatka owocowa. Do tego smażone banany (za tym akurat nie przepadam). Pogramy jeszcze trochę w karty ale robi się coraz zimniej więc idziemy spać.
Komentarze