5 marca - Podróż do Arushy
Drugi dzień afrykańskiej przygody zaczął się bardzo wcześnie. Jeszcze przed 5:45 stawiliśmy się przed biurem Kilimanjaro Express.
Szliśmy z hotelu z bagażami jeszcze po ciemku. Na początku miałam trochę obawy, ale uwagę zwracali na nas tylko taksówkarze. Nie byli nachalni. Biuro Kilimanjaro Express, skąd odjeżdża część autobusów do Arushy, mieści się przy dawnym dworcu autobusowym, obecnie przerobionym na ryneczek. Przed 6-tą rano, pomimo mroku był już pełny handlarzy rozkładających towar. Schodzili się ze wszystkich stron z wielkimi metalowymi czajnikami z podczepionym żarem.
Autobus został podstawiony wcześnie i odjechał punktualnie o 6.05. Mimo to, do Arushy dojechaliśmy dopiero po 20tej. W sumie zgodnie z rozkładem - w biurze powiedziano nam, że podróż trwa od 10 do 16 godzin. My wyrobiliśmy się w 15.
Po drodze była okazja do obejrzenia przez okno sporego kawałka Tanzanii. Natura przepiękna. Poza tym dużo bałaganu i zamieszania. Sprzedawcy owoców i części samochodowych, stragany z grillem, butle z gazem, worki z ryżem… Życie toczy się przy drodze. Ma to pewien urok. Zdecydowanie jest mniej śmieci niż w Maroku lub Azji. Widać, że całkowity zakaz używania i nawet wwożenia plastikowych toreb działa.
|
Ja jako osoba lubująca się w przystrzyżonych trawnikach i równych chodnikach muszę się do tego jeszcze przyzwyczaić. Jedziemy i jedziemy. Pupę mam już kwadratową. Zasypiam bardzo mocno kilka razy. Teraz rozumiem jak bardzo mój umysł był zmęczony. W końcu dojeżdżamy. Chłopaki z agencji, która organizuje dla nas safari czekają już od kilku godzin. Jest już późno i w hostelu nie ma jedzenia. Proponują, że nas podrzucą do jakiegoś baru. Nie jest bezpiecznie samemu chodzić po zmroku. W ramach podziękowania zapraszamy ich na kolację.
Komentarze