dziennik Tanzania

16 marca - Plażowanie

Zaczynamy kolejny leniwy dzień w domku na drzewie. Czujemy się w Tandze bardzo komfortowo. Dzisiaj wybieramy się na lokalną plażę, a w zasadzie powinnam powiedzieć, do klubu kąpielowego. Po drodze zaglądamy do drugiej lokalnej agencji turystycznej. Obsługa bardzo miła, ceny podobne. Pozostaniemy w kontakcie.

Zabudowania klubu wyglądają tak jak wszystko w Tandze. Mają może 100 lat lub więcej i mocno nadgryzł je ząb czasu. Jest jednak prysznic, toaleta i bar. Wszystko w lokalnym standardzie. Marzy nam się zimne piwo. Dostajemy jednak ciepłe. Po chwili namysłu barman sam proponuje, że włoży je na trochę do zamrażarki.

Klub kąpielowy w Raskazone
Klub kąpielowy w Raskazone

Po paru godzinach leżakowania z książką decyduję się na kąpiel. Trochę się krępuję. Klub jest prawie pusty. W wodzie widzę tylko jedną kobietę. Na co dzień przestrzegam lokalnych zwyczajów i chodzę w długich spodniach i podkoszulkach bez dekoltu a teraz mam wystąpić w kostiumie kąpielowym. Nie bardzo wiem jakie będą reakcje. Idę więc do (przerażającej) toalety, ściągam spodnie i podkoszulkę i na kostium owijam się w ręcznik. Zanoszę ubranie do naszego stolika i schodzę na plażę. Plaża jest wąska, bo akurat jest przypływ. Piasek jest beżowy i dużo w nim śmieci. Część to kamienie, muszle, liście i gałęzie drzew rosnących na plaży, ale jest też trochę szkła więc trzeba stąpać ostrożnie. W wodzie siedzi grupka chłopaków, kilkoro dzieci i ta jedyna kobieta. Patrzą się na mnie, ja na nich i krępuję się zdjąć ręcznik. W końcu kobieta krzyczy do mnie: Hej mzungu, chcesz popływać czy nie? Chcę - odpowiadam. - To na co czekasz? - pyta się kobieta. - Nie wiem czy mam dobry kostium. W tym momencie kobieta wstaje i demonstruje swoje bikini - Ja mam taki mówi. Aha czyli mój mocno zabudowany pływacki kostium chyba nikogo nie zszokuje. Uśmiecham się do niej i wskakuję do wody.
Skok do wody nie był tak orzeźwiający jak na to liczyłam. Wprost przeciwnie. Woda nie była ciepła. Była gorąca i bardzo mocno zasolona. Nawet przy głębokości do kolan można było się położyć na plecach i lewitować. Czułam jak morze i słońce otula mnie ze wszystkich stron.

Wtedy nie wiedziałam, że to nasz ostatni beztroski moment. Po powrocie na drzewo dotarły do nas wiadomości o pierwszym przypadku wirusa w Tanzanii i kilku ościennych państwach. Część z nich ma w najbliższych dniach zamknąć granice.
W Tanzanii pierwszy przypadek odnotowano w Arushy. Kobieta, która miała kontakt z ludźmi zarażonymi wirusem w Europie postanowiła wrócić do domu. Dopiero w Arushy zgłosiła się do szpitala. Pomimo braku objawów wynik jej testu był pozytywny. Nie oceniam jej. Nie wiem co bym zrobiła na jej miejscu. Podejrzewam, że nie udźwignęła by wydatków związanych z leczeniem w Europie. A może poprostu nie rozumiała powagi sytuacji. Tak czy inaczej dla nas oznacza to zmiany i niepewność.
Na pocieszenie Kulthum częstuję nas kolacją. Jej wujek z Omanu też utknął u nich, bo Kenia i Oman już zamknęły granicę a jego lot miał się odbyć z Nairobi.

Komentarze