dziennik Tanzania

14 marca - Pierwszy dzień w Tandze

Śpimy długo i dobrze. Nie mamy wielkich planów. Szukam w internecie potencjalnych miejsc do zwiedzenia. Dalej nie wiemy, czy będziemy się dobrze czuli na ulicy. Wczoraj z taksówki miasto wyglądało trochę inaczej niż Arusha. Tzn. ten sam styl życia na ulicy ale wszystko jakby w zwolnionym tempie. Do tego ta przyjacielska rozmowa z taksówkarzami… 

Decydujemy się, że na początek pojedziemy na rowerach na rekonesans. Ale zanim wyjedziemy czeka na nas śniadanie. Śniadanie godne naszego pałacu na drzewie. Kulthum z pomocnicą wnoszą tace z talerzami, imbryczkiem, dzbankami i salaterki jakiś zagadkowych przysmaków. Do tego multum owoców. Starczy nam tego do wieczora.

A to dopiero początek...
A to dopiero początek...


Rozsiadam się więc do powolnego śniadania, które przedłuża się do popołudnia. Potem jednak, pomimo gorąca i rozleniwienia wybieramy się na przejażdżkę.

Tanga to miasto kolonialne i widać to zwłaszcza na starówce. Ulice są szerokie, gdzieniegdzie są chodniki. Ludzi w tej części miasta widzi się niewiele. Dzieciaki krzyczą do nas mambo lub hello. Zawsze odpowiadamy a one się cieszą. Większe zbiorowisko ludzi widzimy dopiero koło szpitala Bombo. Niektórzy do nas machają reszta nas ignoruje. Jest fajnie.

Jedziemy dalej w poszukiwaniu jakiegoś sklepu a dokładniej piwa. Na wybrzeżu dominuje ludność wyznania muzułmańskiego, więc zakładamy, że nie będzie łatwo. Znajdujemy niewielki market. Przed wejściem wita nas ochroniarz i każe umyć ręce. To akcja prewencyjna przed wirusem. Deklaruje też, że popilnuje nam rowerów. Ryzykujemy. Asortyment nie jest zbyt bogaty, piwa nie ma, ale udaje nam się kupić super schłodzoną pepsi. Płacimy, wychodzimy, rowery czekają na swoim miejscu.
Gdy już mamy odjeżdżać podchodzi do nas młody mężczyzna. Jego uśmiech zajmuje prawie całą twarz. Opowiada, że jest miejscowym przewodnikiem, i jeśli mamy ochotę na wycieczkę to możemy się z nim umówić. Jest też farmerem i farmaceutą i trochę też lekarzem. Jak szukamy jakiegoś lekarstwa, puszcza oczko, to też może pomóc… Widzi chyba, że nie bardzo wiemy jak zareagować na jego rewelacje i odchodzi, mówiąc, że pewnie się jeszcze spotkamy. Sam nie wiedział jak bardzo miał rację.

Komentarze