10 marca - Kaldera Ngorongoro
Tym razem nie mieliśmy żadnej nocnej wizyty. Trochę szkoda. Gdy wstajemy jest mgliście i zimno. Rozgrzewamy się kawą i sycącym śniadaniem. Zaraz po nim zjeżdżamy do krateru (a tak naprawdę kaldery). Dzisiaj będziemy szukać lwów i czarnych nosorożców.
Nadal jest dość pochmurnie. Promienie słoneczne przebijają się przez wylewającą się przez krawędzie krateru mgłę, tworzą niezwykłą scenerię.
Drogi znowu są pokryte błotem. Roślinność w kraterze jest raczej niska. Widzimy dużo gnu, impali i zebr. W końcu, w oddali udaje nam się dostrzec lwa. Jest daleko ale widać go bardzo dobrze. Obserwuje stado gnu. Czyżby wybierał obiad?
Jedziemy w inną część parku. Widzimy że coś blokuję drogę. To kolejny lew. Rozłożył się na środku drogi i zasnął. Kompletnie ignoruje fotografujących go "gapiów". W pobliżu w trawie widzimy kolejne osobniki. Też zażywają drzemki. Są to młode samce, które trzymają się razem. Taki instynkt.
Lew (na wyciągnięcie ręki!) |
Kontynujemy nasza podróż w okolice jeziora Magadi. W oddali udaje nam się wypatrzyć nosorożce. Plan wykonany w 100%. Pomału zbieramy się w drogę powrotną do obozu.
Obiad jest jak zwykle świetny, ale nam humor trochę spada. Zaczyna do nas docierać, że czas wracać. Nicole zostaje na jeszcze jeden dzień w Mto Wa Mbu a my z Valerie i Bellą wracamy do Arushy. Na szczęście zostajemy w tym samym hotelu. Będzie z kim świętować urodziny Ze.
Dalej nie mam pomysłu co robić po safari. Z Workaway nikt się nie odzywa. Postanawiam przedłużyć pobyt w Arushy o dzień może dwa. Jutro mamy się spotkać z Wezą, czyli z hostem, u którego mieliśmy początkowo zostać.
Po dotarciu do Arushy zaczynamy się zastanawiać, gdzie kupimy jedzenie i jakieś piwo lub chociaż szampana. Po drodze do hotelu minęliśmy niewielki Supermarket. Dojście do niego to jednak dla nowicjusza w Arushy wyzwanie. Nie ma chodnika. Pobocza są pełne błota i śmieci. Ruch na ich jest chaotyczny i przejście na drugą stronę wydaje się niemożliwe. Pytamy Emmanuela czy jest bezpiecznie iść tam na pieszo. Zaleca żebyśmy pochowali wszystko głęboko po kieszeniach, szli pewnym krokiem i nie zwracali uwagi na zaczepki. Docieramy do supermarketu bez większych problemów i udaje nam się zrobić niewielkie zakupy.
Jesteśmy jednak trochę przytłoczeni, spacery po ulicy nie są zbyt komfortowe. Na kolację decydujemy się zostać w hotelu, zwłaszcza że pozwalają nam wnieść własny alkohol.
Czas się pożegnać. My jutro idziemy odwiedzić Wezę, a dziewczyny wracają na Zanzibar.
Wieczorem docierają do nas ponure wieści z Europy. Wygląda na to, że sytuacja we Włoszech wymknęła się spod kontroli. Są też pierwsze przypadki wirusa w Polsce i Portugalii. Czy nasi bliscy będą bezpieczni? Jak to wpłynie na naszą dalszą podróż? Zaczynam się martwić, ale jednocześnie obiecuję sobie nie popadać w histerię.
Komentarze